sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 7

Droga do domu była męcząca, dziewczyna wciąż miała zawroty głowy, czuła jakby miała zaraz zwymiotować, jednak powstrzymywała się ostatkami sił i czekała, aż opuści tramwaj, a potem autobus. Mimo że nie odzywała się ani słowem, Kuba wciąż towarzyszył jej, aby dotarła bezpiecznie do domu.
-Dobra zaraz będzie mój przystanek.- spostrzegła dziewczyna. Problemy z wymową wyraźnie osłabły, ale świat wciąż wirował.
-Zaprowadzę cię do domu.
-Nie! Zostań tu, jestem już duża, dam sobie radę sama.
-Na pewno?
-Tak, na razie. -Blanka pożegnała się obdarowując chłopaka niezdarnym pocałunkiem w policzek.
-No nie wiem, wolałbym jednak..
Dziewczyna położyła mu palec na ustach.
-Jechać do domu.
Gdy tylko drzwi się rozsunęły owiał ją powiew świeżego powietrza przynosząc niesamowitą ulgę. Blanka wyszła na zewnątrz i jeszcze odwróciła się by pomachać patrzącemu na nią niepewnie Kubie. Ruszyła powoli w stronę swojego bloku.
Spod przystanku miała do pokonania jakieś trzysta metrów, każdy kto kiedyś czuł się jak Blanka wie, jak trudna była to przeprawa. W połowie drogi, kiedy przechodziła przez jedno ze starszych osiedli była ławeczka. Dziewczyna postanowiła zrobić sobie chwilę przerwy na odpoczynek, więc przysiadła na niej. W pobliżu nikogo nie było, wieczór powoli kładł ciemne barwy na wszystkim, a lampy na osiedlu własnie się zapaliły.
Blanka w pewnej chwili poczuła dziwny niepokój, który mógł oznaczać tylko jedno. Wstrząsana przez torsję zwróciła śniadanie i czipsy zjedzone nad Wisłą pod ławkę. W torbie znalazła chusteczkę i obrzydzona swoim zachowaniem wytarła usta. Przesunęła się na drugą część ławki, aby nie siedzieć w swoich wymiocinach. Chciała się uspokoić i iść dalej, kiedy zobaczyła, że pod niskim drzewem naprzeciwko niej stoi mała dziewczynka.
Miała długie blond włosy, które zachodziły jej na twarz i ubrana była w białą jak śnieg sukienkę. Blanka starała się zachować spokój, to dziecko, powtarzała w myślach. Ale dziewczynka przed nią miała puste oczy i rozchylone lekko usta. Po kilku sekundach przechyliła głowę i uśmiechnęła się pokazując ostre jak igiełki zęby, które wyglądały jak u rekina.
Blankę zalał zimny pot, złapała się mocniej ławki. Istota przed nią ruszyła powoli naprzód, miała do pokonania jakieś dwadzieścia metrów. Dziewczyna chciała krzyczeć, ale nie mogła otworzyć ust, była jak sparaliżowana.
-Pomóż mi.- wycharczała dziewczynka głosem, który w niczym nie przypominał ludzkiego.
W chwili kiedy Blanka czuła, że zaraz straci przytomność wydarzyło się coś niespodziewanego. Z krzaków za zmorą wyszedł pewnym krokiem chłopak. Miał włosy koloru śniegu, trzymał coś w rękach. To był nóż, długi i jarzący się w świetle ulicznej lampy. Upiór odwrócił się nagle i wydał z siebie najstraszniejszy dźwięk jaki Blanka kiedykolwiek słyszała. Zakryła dłońmi uszy.
Chłopak doskoczył do zmory i nim ta zdążyła w jakikolwiek inny sposób zareagować przebił miejsce gdzie powinno być jej serce. W jednej chwili istota znikła. W ćwierć sekundy już jej nie było, nawet śladu.
Tylko ten chłopak.
Odwrócił się w stronę Blanki i ostatnie co zapamiętała to te czarne jak noc oczy. Nic więcej, zemdlała.

1 komentarz: