sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 6

Czas matury zbliżał się coraz szybciej, każdy tydzień był coraz gorszy. Blanka nie chciała nawet myśleć o tym, ze kiedy tylko skończą się egzaminy czeka ją dorosłe życie i odpowiedzialność. Bała się, to oczywiste, bo kto się tego nie boi? To trochę tak jakby wskoczyć do jeziora nie znając jego głębokości, a czasami nawet nie potrafiąc pływać. Kto dobrowolnie się na to pisze? Raczej nikt.
Dni były ciepłe i przyjemne, słońce świeciło i pobudzało wszystko do życia, łącznie z ludźmi. Każdy się uśmiechał i cieszył nie wiadomo z czego, zupełnie inaczej niż Blanka. Mimo że od spotkania ze starszą kobietą minęły ponad trzy tygodnie, dziewczyna wciąż widziała ją w snach i swojej głowie, kiedy tylko zamykała oczy. Pierwszy raz spotkała się ze swoimi lękami twarzą w twarz, w realnym świecie, przeważnie ograniczało się to tylko do sennych koszmarów i nocnych odwiedzin. No cóż, na pewno nie można tego uznać na plus.
Co dziwne paraliże nocne osłabły, nie zdarzały się już codziennie, może pięć razy w tygodniu, a to naprawdę progres, biorąc pod uwagę przebyty rok. Blanka chciała uwierzyć, ze to ona miała wpływ na taką zmianę, ale zupełnie nie wiedziała jak tego dokonała. Walka z tym czego nie widać jest przerażająco trudna, to tak jakby bić się z wiatrem, nie widzisz go, ale on wciąż cię popycha i atakuje, a ty nie możesz mu oddać. Jedyne co miała to swój umysł, nad którym starała się zapanować.
Ostatni tydzień przed egzaminem był wolny od szkoły, majówka. Blanka zapamiętała ten okres jako wyjątkowo przyjemny, nawet noce nie wydawały się aż takie męczące, mimo stresu, który czasem ją napadał.
Pewnego popołudnia piła kawę siedząc na balkonie. Nogi oparła na barierce i przerzucała stosy książek wierząc, że chociaż spojrzenie na niektóre teksty pozwoli jej cokolwiek zapamiętać. Po około dwóch godzinach zmęczona postanowiła wykorzystać słońce trochę inaczej. Podwinęła rękawy i nogawki od spodni, położyła się na leżaku i przymykając oczy napawała się promieniami. Gdyby je teraz otworzyła zauważyłaby, że stado czarnych kruków usiadło na drzewie na placu zabaw, naprzeciw jej balkonu. Zauważyłaby też, że każde z ptaków swoje czarne, małe oczy wlepiało własnie w nią.
Był to widok tak dziwny, że dzieci bawiące się na dole zaczęły pokazywać sobie palcami kruki, które wciąż się zlatywały i sprawiały, że drzewo z daleka wyglądało na czarne, a jego gałęzie znacznie się opuściły.
Blanka zasnęła.
To był jeden z tych snów, który rozpoczyna się w ciemności. Jeśli sny w ogóle mają jakiś początek. Blanka szła ciemną ulicą, która wiła sie jak wąż, nie było widać jej końca. W pewnej chwili zaczęła się burza, straszna burza, głośna i pełna wyładowań. Pioruny uderzały w ziemie dookoła drogi napawając Blankę strachem, więc ta zaczęła biec. Biegła ile sił w nogach, w pewnym momencie piorun uderzył metr od niej, oślepiając ją i wtedy sen się zmienił.
Zobaczyła chłopaka o ciemnej karnacji i wręcz czarnych oczach, który miał białe jak śnieg i gęste włosy, one zupełnie do niego nie pasowały. Chłopak zasłaniał coś swoim ciałem, coś co leżało na podłodze. Blanka ruszyła w jego stronę, chcąc zobaczyć co ukrywa.
-Nie Bendis, stój!- Warknął.
-Nie jestem Bendis..- Zdążyła odpowiedzieć i wtedy ją zobaczyła.
Za chłopakiem leżała naga, młoda dziewczyna o kasztanowych włosach. Kończyny miała porozrzucane jak szmaciana lalka, a oczy szeroko otwarte. Była martwa. Jej ciało pokrywały rany cięte, a podłoga wokół niej stała się czerwona od krwi. Blanka zaczęła krzyczeć.
Ostatnie dźwięki wydobyły się z jej gardła, kiedy się obudziła. Jedna łza spłynęła po jej policzku, więc dziewczyna wytarła ją wierzchem dłoni. Był już wieczór, na zewnątrz zaczęło robić się zimno, Blanka miała gęsią skórkę, którą owiewał lekki wiatr. Nie wiedziała ile spała, ale jeśli jest już prawie noc to mama powinna zaraz wrócić z pracy. Ojciec był w trasie od dwóch tygodni, więc była pewna, że jego w domu nie spotka. Zebrała w pośpiechu swoje rzeczy i szybko weszła do mieszkania.
Tak jak się tego spodziewała wchodząc do kuchni usłyszała dźwięk przekręcającego klucza w zamku. Joanna zostawiła buty w przedpokoju i z uśmiechem weszła do kuchni.
-Cześć kochanie, jak tam minął Ci dzień?- spytała córki kładąc torby z zakupami na blacie kuchennego stołu.
-Mówiąc szczerze dość nudno, próbowałam się nawet pouczyć, ale zasnęłam na balkonie. A jak było w pracy?
Blanka starała się ukryć emocje, które wywołał w niej niedawno przebyty sen. Ręce drżały jej delikatnie, kiedy pomagała mamie rozkładać jedzenie w lodówce.
-Kierownik naszego działu znów dziś narzekał, chociaż wydaje mi się to śmieszne, biorąc pod uwagę to, że mamy najlepsze obroty w tym miesiącu. Naprawdę nie cierpię tego typka. Wydaje mu się, ze jest nie wiadomo kim, chociaż zarabia ledwo dwie stówy więcej od przeciętnego kierownika.
-No cóż, co poradzić, tacy są ludzie. Dlatego właśnie muszę kiedyś otworzyć coś swojego, żeby żaden palant nie stał nade mną.
-Blanka! Wyrażaj się.-skarciła córkę Joanna.
-No ale naprawdę, nie rozumiem ludzi, którym przewraca się w głowie tylko dlatego, że mają kierownicze stanowiska. Jak te pieniądze mogą zepsuć człowieka.. - Blanka postawiła na ogień czajnik z wodą.- Obiad masz w piekarniku. Nudziło mi się więc zrobiłam zapiekankę mięsną z ziemniakami, mam nadzieje, ze będzie ci smakować.
-Och cudownie. -zachwyciła się. Kiedy kobieta otworzyła piekarnik po kuchni rozlała się piękna woń obiadu.- Niesamowicie pachnie, dobrze, ze mam cię w domu. Gdyby nie ty, codziennie musiałabym wracać do pustych garów.- Joanna roześmiała się.
-Wiem, jestem boska.- uśmiechnęła się.- Napijesz się herbaty?
-Tak, poproszę.
Joanna wyjęła z torebki lokalną gazetę i zaczęła przerzucać kartki wyraźnie czegoś szukając.
-Czytałam dziś artykuł o tych morderstwach sprzed miesiąca. Mam.- wskazała palcem na tytuł w gazecie. Warszawski Hannibal. -Jest tu napisane, że każda z tych dziewczyn zginęła podobnie, nacinane ciała i wykrwawienie. Wiele z nich znaleziono półnagie lub rozebrane i podobno nie wygląda to na próbę gwałtów, tylko jakby one same się temu poddały, dziwna sprawa.- Blanka nie mogąc kryć zaciekawienia zaczęła czytać artykuł nad ramieniem matki.
-Wiesz mamo, ginęły w krótkich odstępach czasu, od miesiąca nie znaleziono żadnej dziewczyny, może już odpuścił? Albo przeniósł się do innego miasta?
Czajnik zaczął gwizdać, więc Blanka oderwała się od gazety i zajęła się robieniem herbaty.
-Wątpię, ja myślę, że po prostu boi się tego, ze w końcu ktoś go znajdzie. To straszne. Proszę cię, uważaj na siebie kochanie.- powiedziała Joanna nie kryjąc troski w głosie.
-Spokojnie mamo, ja i tak nigdzie nie wychodzę.- posłała jej gorzki uśmiech.- A poza tym ja nie jestem taka głupia, za żadnym facetem bym nie poszła.- zaśmiała się.- Bo w sumie myślę, ze to facet.
-Ja też i chyba policja tak samo, bo piszą o nim jako o Warszawskim Hannibalu.
-Ale wciąż nie rozumiem jakim cudem nie ma tego kogoś na żadnej kamerze, albo, że niby nikt go nie widział.. To jest strasznie podejrzane.- skrzywiła się dziewczyna.
-Tak, to chyba cud, albo raczej koszmar na jawie.- Te słowa zmroziły Blankę i poczuła dziwny niepokój.
Koszmar na jawie.
Kiedy po dwóch godzinach kładła się spać przed oczami znów ujrzała chłopaka ze snu na balkonie, miała nadzieje, że już nigdy nie zobaczy tych czarnych, przerażających oczu, w których czaiło się zło.

***

Egzaminy nie były łatwe, tego na pewno nie można powiedzieć, jednak Blanka była zadowolona z tego co napisała, miała nadzieje, że uzbiera wystarczającą ilość punktów, żeby dostać się na dzienne studia na Uniwersytecie Warszawskim. Przed nią został jedynie ustny z polskiego i angielskiego, lecz tego akurat się nie obawiała.
W piątek, po ostatnim egzaminie pisemnym cała klasa chciała iść nad Wisłę, aby jakoś uczcić zakończenie tej części egzaminów.
-Wszyscy idą, dawaj z nami.
Do Blanki podeszła Sabina, jedna z jej byłych, dobrych koleżanek. Miała rude włosy związane w warkocz na plecach i szare, mętne oczy.
-Wiem, że nie lubisz ludzi, ale dziś możesz odpuścić.- zażartowała.
-Oj przestań, to nie jest tak..- Blanka w pośpiechu zbierała swoje rzeczy z szatni. Chciała uciec.
-Przecież to ostatni raz, już nigdy więcej nie musisz się z nami spotykać, no dawaj...- Sabina zrobiła minę szczeniaczka.- Nie daj się prosić.
Blanka westchnęła.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.. no ale dobra, chodźmy. Chce już mieć to z głowy.
Sabina klasnęła w dłonie i wyprowadziła ją ze szkoły. Przy bramie czekało kilka osób z klasy, wszyscy zrobili tak samo zdziwione miny, kiedy ujrzeli kto się do nich zbliża.
-Wow, wow, wow któż to taki.- Patryk zaśmiał się z drwiną.
-Życie bywa zaskakujące.- Blanka odpowiedziała mu i starała się uśmiechnąć przyjaźnie.
Co dziwne w drodze nad Wisłę Blance udało się w miarę normalnie ze wszystkimi rozmawiać, próbowała czuć się tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło, tylko wciąż była tak lubianą jak wcześniej. Jedynie Patryk raz na jakiś czas nie mógł powstrzymać małych docinek, które dziewczyna i tak puszczała mimo uszu.
Kiedy wysiedli z tramwaju przy Rondzie Waszyngtona do Blanki podszedł Kuba. Całą drogę nie spuszczał jej z oczu, jednak od incydentu w szatni nie zamienił z nią nawet słowa.
-Co tam kaczucho?
-Boże, nie mów tak do mnie.- Blanka skrzywiła się i rozejrzała przerażona, ze mógł to ktoś usłyszeć.
Kuba roześmiał się.
-Przecież kiedyś to lubiłaś, więc nie wiem skąd to oburzenie. Tak na serio, to co się stało, ze postanowiłaś jednak z nami iść?
-Może po prostu chciałam pooddychać świeżym powietrzem?
-A może po prostu stęskniłaś się za ludźmi? Albo za mną?- Kuba obdarzył ją szelmowskim uśmiechem.
Blanka prychnęła.
-Po pierwsze nie mieszkałam na bezludnej wyspie, żeby tęsknić za ludźmi, a po drugie.. wiesz przecież, ze zamknęłam tamten rozdział dawno temu i to już nie ma znaczenia. Patrz jaka piękna pogoda, nie uważasz?- Blanka desperacko szukała ucieczki.
-Nie zmieniaj tematu. Spytałem cię o coś.
-A ja ci powiedziałam, ze to przeszłość i nie będziemy już do tego wracać. Idziemy na studia, nie będziemy się już widywać i zobaczysz, szybko o mnie zapomnisz.- Dziewczyna czuła się coraz bardziej zakłopotana całą sytuacją i miała wrażenie, że pocą jej się dłonie ze stresu.
-Ja nie chce zapomnieć, wciąż o tobie myślę, chce cię widywać codziennie, chce, żebyśmy do siebie wrócili. Ja.. ja chyba wciąż..
W tej chwili doszli do przejścia dla pieszych przed wejściem na plażę i musieli zrównać się z resztą znajomych. Wszyscy wydawali się rozluźnieni i nikt nie zwrócił uwagi na dziwne zachowanie Blanki i Kuby. Już po chwili Sabina pochłonięta planowaniem jakiejś imprezy w weekend wciągnęła Kubę w rozmowę o tym co lepiej kupić, jakieś piwa czy więcej wódki.
Blanka rozmyślając o przebytej własnie rozmowie szła z tłumem patrząc na swoje buty. Gdy tylko dotarli do najlepszego miejsca na plaży, każdy zajął odpowiednie miejsce. Ludzie siedzieli na kurtkach, palili papierosy i śmieli się nie wiadomo z czego. Chyba po prostu wszystkich ogarnęła nieopisana euforia końca egzaminów i szkoły. Byli wolni.
Ten nastrój udzielił się nawet Blance.
Po jakiś dziesięciu minutach Patryk i Przemek wstali z miejsc.
-Dobra dzieciaki, teoretycznie jesteśmy już dorośli, nie?- Zaśmiał się Patryk.
-Więc uczcijmy to jak na dorosłych przystało.- Przemek zawtórował mu skrzecząc i obaj wyjęli ze swoich plecaków po dwie butelki czystej wódki. Wszyscy przyjęli to z wielkim entuzjazmem, krzyczeli i gwizdali. Blanka była przerażona, oby tylko nie kazali jej pić.
Chłopcy usiedli. Sabina wyjęła z torby dwie duże butelki Sprita. Widocznie też była wciągnięta w ich intrygę. Przemek wyciągnął jeszcze plastikowe kubeczki i rozdał każdemu po dwa. Kilka osób wzbraniało się i wymyślało różne wymówki, jednak po długich namowach zgodzili się przynajmniej wznieść toast. Psychologia tłumu.
Kiedy każdy miał już zapełnione kubeczki Patryk powtórnie wstał.
-Mam taką propozycje. Wznieśmy toast za ukończenie szkoły i za to, ze przynajmniej na sam koniec Blanka wróciła do żywych!- Chłopak podniósł wysoko kubeczek z alkoholem.
Każdy uśmiechał się do Blanki, Sabina siedząc najbliżej niej poklepywała ją po ramieniu.
-No to za powroty do żywych.- powiedziała nieśmiało Blanka, co zostało przywitane falą kolejnych krzyków euforii.
Po tych słowach wszyscy przechylili kubeczki i już po kilku minutach Blanka poczuła alkohol rozchodzący się po jej ciele. Dawno nie piła, więc każdy kubeczek działał na nią dużo bardziej niż na resztę osób.
-Będziesz miała dziś przerąbane- szepnął do niej Kuba.
-Oj przestań, każdemu czasami należy się trochę zabawy.
-Ależ oczywiście.
Chłopak odpalił papierosa i poczęstował jednym Blankę. Dym rozchodzący się w płucach tylko wzmógł działanie wysokoprocentowego trunku.
-Cieszę się, ze jednak się zgodziłaś.- dodał po chwili.
-Ale na co?
-No, że tu z nami jesteś. Naprawdę myślałem, że w chwili skończenia dzisiejszego egzaminu skończymy też naszą znajomość.
-Oj przestań, mamy XXI wiek, są telefony, facebook.- odpowiedziała.
-I że niby być do mnie zadzwoniła czy w ogóle odpisała mi na jakąś wiadomość?- Kuba popatrzył na nią spod przymrużonych powiek.
-Hmm.. kto wie, może? Nie od razu Rzym zbudowano. Jakbyś mnie bardzo męczył to w końcu na pewno bym ci odpisała, przynajmniej ze złości.
Kuba prychnął.
-To już wolałbym, żebyś w ogóle mi nie opisywała niż ze złości.
-Nie bądź takim sceptykiem.
Blanka szturchnęła go zaczepnie w ramię i otworzyła szerzej oczy zdziwiona tą nagłą pewnością siebie.
Pomyślała o ostatnim roku i o tym jak straciła wszystko. Przyjaciół, chłopaka, nawet kontakt z rodzicami. Nie wiedziała jak przebiegały imprezy bez niej, kto był z kim i czy wydarzyło się coś ciekawego. Straciła rok życia, a zyskała? Terapeutę, który nie umiał jej wyleczyć, zmory, koszmary, obserwatorów i paraliże nocne. Zamiana warta świeczki, czy jak to się tam mówi, pomyślała. Gdyby mogła cofnąć czas.. To co? Co by zrobiła? Przecież to nie jej wina, że coś ją prześladuje, że cały czas czuje strach i wie, że jej życie nie należy już do niej.
Kiedy Kuba spostrzegł nagłą utratę humoru, lekko szturchnął ją łokciem.
-Co jest mała?
-To jest jeszcze gorsze niż kaczucha.
Oboje wybuchli śmiechem.
Po kilku następnych minutach Blanka zdążyła wypić jeszcze dwa kubeczki wódki, tempo jakie nadał Przemek było przerażające.
-Może chcesz się przejść? Bo widzę, że coraz gorzej z tobą.- spytał Kuba.
-Wszystko w porządku, tylko po prostu dawno nie piłam i dziwnie się z tym czuję.- Blanka bawiła się włosami, żeby ukryć trudności z panowaniem nad własnym ciałem.- No ale dobrze, możemy się przejść.
Mimo że było to dość trudne, dziewczynie udało się wstać bez niczyjej pomocy. Nad Wisłą było naprawdę bardzo dużo młodych ludzi, koniec matur i dobra pogoda sprowadził tu wielu amatorów plenerowych imprez. Słońce chyliło się ku zachodowi odbijając swoje promienie na wodzie, wokół dało się słyszeć śmiechy i krzyki.
Blanka i Kuba wyszli na ścieżkę wiodącą przez kilka większych drzew, która ciągnęła się wzdłuż rzeki. Po drodze mijało ich kilku rowerzystów.
-Więc może wrócimy do naszej rozmowy?- zagadnął chłopak.
-Posłuchaj mnie, nie rozmawialiśmy przez kilka miesięcy, naprawdę trudno jest mi wyobrazić sobie, ze teraz może być pomiędzy nami..- zawahała się.- cokolwiek. Daj mi czas, porozmawiajmy, powiedz co się działo u ciebie, co robiłeś?- Blanka uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Hmm.. no to z tych ciekawszych rzeczy to zdobyłem uprawnienia ratownika na basenie.
-Och, super, gratuluję.- pochwaliła dziewczyna.
-Tak i pewnie nie zauważyłaś, ale miałem w tym roku naprawdę niezłe stopnie.- Kuba zaśmiał się. Kiedy byli ze sobą to Blanka pomagała mu w nauce, gdyby nie ona, możliwe, że nawet nie ukończyłby pierwszej klasy.
-Niestety, nawet swoimi się nie przejmowałam za bardzo a co dopiero czyimiś.
-A więc jak już jesteśmy sami, to może powiesz mi w końcu dlaczego tak się zachowywałaś przez ten rok?- spytał Kuba i przystanął patrząc na Blankę przenikliwie.
Dziewczyna zawahała się.
-To nie jest takie łatwe. Wiesz.. to nic konkretnego, ja po prostu..- nie wiedziała jak powiedzieć to o czym myślała, więc rozłożyła ręce.- miałam problem ze sobą.
-Ale jak to ze sobą?- Kuba zbliżył się do niej o krok. Dzieliło ich w tej chwili kilkanaście centymetrów.
Blanka nic nie odpowiedziała tylko patrzyła w jego niebieskie oczy zszokowana nagłą potrzebą bliskości jaką wywołał alkohol. Tą krępującą ciszę przerwał dźwięk dzwonka, kiedy mijał ich jakiś rowerzysta. Para przestraszona odskoczyła od siebie, Kuba zaczął się śmiać.
-Jak jesteś blisko to wariuje.- Położył dłoń na karku i przymknął oczy.- To powiedz mi jakie problemy ze sobą?
-Nie wiem, Kuba, naprawdę nie wiem.- Blanka popatrzyła w ziemię i zaczęła kopać butem dziurę.
Chłopak znów podszedł do niej i złapał ją pod brodę, tak, żeby spojrzała mu w oczy.
-To nie ma znaczenia. Zapomnimy o tym co się działo przez te kilka miesięcy. Proszę cię, wróć do mnie. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Blanka była przerażona, ich usta dzieliło kilka centymetrów. Żar rozlał się po jej ciele.
-Kuba, ja..- nie dokończyła bo w tej chwili chłopak się pochylił i ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Kuba wplótł palce w jej włosy przyciągając ją bliżej siebie, Blanka mimo zdziwienia nagłym wybuchem namiętności przywarła do niego całym ciałem i napawała się jego zapachem i smakiem. Tym za czym tak bardzo tęskniła i do czego nie potrafiła przyznać się sama przed sobą. Była przerażona.
Gdy tylko po długiej chwili oderwali się od siebie, oboje na policzkach mieli rumieńce, Kuba chciał złapać ją za rękę, ale Blanka cofnęła się.
-To nie powinno się wydarzyć.- szepnęła.
-Co? Dlaczego? Ja właśnie uważam, ze tak powinno być. Chce być z Tobą i wiem, ze ty też tego chcesz.- Kuba wyglądał na zdesperowanego.
-Proszę cię.. wracajmy.- W oczach Blanki zaszkliły się łzy, nad którymi nie umiała zapanować. Tak dawno nie miała takiego uczucia, ale wiedziała, że musi wracać nad Wisłę, tam może wszystko wróci do normy.
Po drodze żadne z nich już się nie odezwało.
-Gdzie wy byliście tyle czasu?- Sabina wyraźnie upojona trunkami patrzyła na nich podejrzliwie.
-Chcieliśmy się tylko przejść, bo już słabo się czułam.- Blanka nigdy nie umiała kłamać.
-Taaa, jasne. Ale dobra nie wnikam. Dawaj Przemek, lej.- Ruda klasnęła w dłonie.
Po kilku godzinach z Blanką było już naprawdę źle. Sytuacja, która miała miejsce na spacerze z Kubą tylko motywowała ją do utraty świadomości. Wmówiła sama sobie, ze nic takiego się nie wydarzyło.
-Może czas już na wodę? Albo samego Sprita?- Kuba widząc co dzieje się z Blanką nie ukrywał niepokoju.
-Oj prestań, bardzo dobrze się czuuje.- Blanka przymknęła jedno oko, zeby lepiej go widzieć. Zegarek pokazywał godzinę dziewiętnastą. Siedzieli tu już przeszło trzy godziny, większość osób była pijana, byli głośni i niczym się nie przejmowali.
-Chodź, zabieram cię do domu.- Kuba wstał i wyciągnął rękę do Blanki.
-Nie idzę do ciebie. Mam swój domek pzecież.
-Nie chce cię zabrać do siebie. Pomogę ci dostać się do twojego domu.
-Aaaaa.. no to chyba ze tak. To weź mnie pooodnieś.- Kuba złapał ją pod ręcę i postawił na nogi.
-Kurce, świat wiruje.- Blanka zakryła głowę rękami.
-Domyślam się.
Zebrał wszystkie rzeczy dziewczyny i włożył do jej torby, następnie złapał ją za rękę, aby pomóc jej utrzymać równowagę.
-Na razie wszystkim, jadę do domku, bo mi już cieższszkawo jest.- Blanka wybuchnęła śmiechem dziwiąc się, ze ma aż takie problemy z wymową. Wszyscy pożegnali ją krzykami, jak to zwykle bywa i dziewczyna niesiona wręcz przez Kubę wyszła z plaży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz