sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 5

-Oglądałaś dziś rano może wiadomości?- Spytała Joanna stawiając talerz rosołu przed córką.
-Nie, a coś się stało?
-Dwa dni temu w tym nowym hotelu na Wawelskiej zdarzył się dziwny wypadek.- Matka usiadła naprzeciwko Blanki popijając herbatę.- Właściwie to nawet nie był wypadek, tylko zabójstwo. Rano jedna z pokojówek znalazła młodą dziewczynę przywiązaną do łóżka, miała tylko siedemnaście lat.. Podobno wyglądało to jak rytuał jakiejś sekty, czy coś takiego.. W wiadomościach nie mówili za dużo.
Blanka zmarszczyła brwi.
-Nie wiedzą kto to zrobił?
-Nie, własnie to jest najdziwniejsze.
-Niemożliwe. Przecież są kamery, a poza tym pracownicy hotelu na pewno coś widzieli.
-Telewizja nie poda za dużo informacji, jedyne co powiedzieli, to, że trwa dochodzenie w tej sprawie.- Joanna popatrzyła na córkę.- Nie chce, żebyś wychodziła sama po zmroku, może to jakiś seryjny zabójca, nigdy nie wiadomo.
-No wiem, wiem.. Ale dziwna sprawa, ciekawe o co chodziło. W sumie to całkiem niedaleko od nas, może nawet mijałam tego zabójcę na ulicy.- Blanka zamyśliła się.
-Nawet tak nie mów. A teraz koniec tematu, jedz, bo ostygnie.

***

Noc była ciepła, zbyt ciepła jak na kwiecień. Dookoła panowała cisza, nie słychać było nawet najmniejszego szmeru. Olivier przechadzał się między nagrobkami jakby nie było w tym nic dziwnego, niczym na normalnym spacerze. Cmentarz na Bródnie był jednym z większych w Europie, lubił to miejsce, bo stąd wszędzie było blisko. Po kilkudziesięciu minutach napawania się otaczającą go śmiercią doszedł wreszcie do celu.
Stał przed wielkim grobowcem, który na tle okolicznych pomników wyglądał jak mały domek, gdyby  nie okolica, mógłby uchodzić nawet za uroczy. Wnętrze było ukryte za metalowymi drzwiami, które zamknięte były na zamek. Aza złapał za klamkę, która po sekundzie miała temperature rozżarzonego węgla, jednak na chłopaku nie robiło to wrażenia. Zamek uległ Olivierowi bez protestu, wiec ten wszedł do środka grobowca w którym panowała nieprzenikniona ciemność.
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły po jego lewej stronie zapaliła się pochodnia, po kilku sekundach kolejna, dwa metry dalej i kolejna, ukazując długi, wymurowany korytarz prowadzący w dół. Po przejściu stu metrów doszedł do niezbyt stromych schodów, zbudowanych z czarnego marmuru, które, gdyby nie wyjątkowo dobry wzrok Oliviera, były niewidoczne.
Po kilku minutach drogi marmur zmienił się w miękki dywan, a korytarz rozchodził się coraz szerzej, aby wreszcie utworzyć owalny pokój oświetlony licznymi pochodniami. Po prawej stronie stało duże, masywne biurko, które wyglądało jakby wykuto je ze skały. Stała za nim wysoka, młodo wyglądająca kobieta o płomienno rudych włosach. Szeroko się uśmiechała, odkładając dokument, które własnie wypełniała. Za nią znajdowała się szafka, która zajmowała kilka metrów kwadratowych, była naprawdę ogromna. Składała się z dziesiątek szuflad podpisanych małymi karteczkami, lecz w mroku nawet świetny wzrok Oliviera nie mógł ich odczytać.
-Dobranoc, czym mogę służyć?- Spytała kobieta, jeszcze zanim Olivier podszedł do jej biurka.
-Cześć, nie znam cię, chyba jesteś tu nowa.- Aza oparł się o biurko i uśmiechnął się szeroko.
-Tak, pracuje tu dopiero od dziesięciu lat.- Recepcjonistka oblała się rumieńcem i spuściła wzrok.-Pana nazwisko?
-Oczywiście, że tak, inaczej bym cię zapamiętał.-Olivier nachylił się do kobiety i szepnął.- Olivier Aza.
Rozmówczyni natychmiast podniosła wzrok i przełknęła ślinę, w tej chwili zgubiły ją rubinowo zielone oczy, w których w jednej chwili pojawił się strach.
-A Ty jak masz na imię?- Zagadał Aza, chcąc przerwać krępującą ciszę.
-Astaroth.- Szepnęła kobieta i oddaliła się do jednej z szuflad, uważnie ją przeszukując.
-No tak, te rude włosy są dość charakterystyczne. Imię po babce?
-Tak, znał pan moją babkę?
-Oczywiście, jaki facet nie chciałby poznać demona pożądania?- Olivier zaśmiał się i rozejrzał. Nie czekając na odpowiedź zadał kolejne pytanie.- Wiesz może już dlaczego tu jestem?
-Chwileczkę.
Astaroth położyła na biurku masywną teczkę i wyjęła z niej plik dokumentów.
-Mam. Dziewięćdziesiąta dziewiąta noc roku dwa tysiące piętnastego nowej ery, Olivier Aza ma się stawić u Hakaela, gdy księżyc świecił będzie na północy, znajdzie on drogę do groty bez błądzenia. Gdy się zjawi Czarny Strażnik u Siódmego Anioła Upadłego, odpokutuje swe zachowanie za bramą Miasta Wiecznego.- Przeczytała kobieta i popatrzyła na Oliviera przepraszającym wzrokiem.
Aza starał się przybrać obojętną minę, ale mimo tego zmarszczył nos.
-No dobra, więc wszystko jasne. Czeka mnie po prostu dobra zabawa.
-Powodzenia panie Aza.- Pożegnała Astaroth chłopaka nim ten zniknął w jedynych drzwiach w owalnym pokoju.
Gdy tylko Olivier przekroczył próg ogarnął go powiew zimnego powietrza, temperatura spadła o jakieś trzydzieści stopni, a na ścianach ciemnego korytarza można było zauważyć szron. Jego drogę wciąż oświetlały pochodnie, jednak ich światło nie było tu aż tak wyraźne. Droga była wyjątkowo nieprzyjemna, ponieważ szerokość wąskiej trasy nie przekraczała metra. Na końcu drogi znajdował się długi hol z dziesiątkami drzwi, nad każdymi świeciła się lampka czerwonego koloru, tylko nad szóstymi po prawo od Oliviera, można było zobaczyć jarzącą się zieloną barwę. Zabawne, pomyślał Aza. kiedy ostatni raz tu był, stał tu mały Sfinks, który po odgadnięciu zagadki zdradzał do których drzwi trzeba się udać, aby odnaleźć swój cel. Dziś było to dużo łatwiejsze, życie na ziemi poszło do przodu z technologią, więc świat pod powierzchnią nie mógł odmówić sobie tego samego.
Po przejściu przez drzwi temperatura uległa ogromnej zmianie, para gorąca buchnęła w zmarźniętą skórę Oliviera i zaparła mu dech. Jego oczom ukazała się wielka sala, której sklepienie niknęło w mroku. Kolumny podtrzymujące dach stały w dwóch rzędach, a pośrodku pomieszczenia znajdował się masywny tron, zrobiony z żelaznych prętów, które wiły się i skręcamy pod różnymi kątami.
Na tronie siedział rosły mężczyzna, posturą nieprzypominający przeciętnego ludzkiego ciała. Miał około trzy metry wysokości, długą brodę sięgającą klatki piersiowej, małe czarne oczy zapadnięte i prawie niewidoczne pod krzaczastymi brwiami czarnymi jak węgiel. Na plecach zarzucił sobie czerwoną niczym krew pelerynę. U podnóży ogromnego tronu leżał kasztanowy gryf, o ostrych jak igły pazurach i długim zakrzywionym dziobie. Spał spokojnie, nie otwierając oczu, dopóki Olivier nie zbliżył się na odległość pięćdziesięciu metrów. Wtedy bystre, żółte oczy przeszyły potencjalnego wroga, w jednej chwili zwierze wstało i rozłożyło skrzydła, robiąc niesamowite wrażenie na przybyszu.
Olivier przystanął na chwile i popatrzył niepewnie, nie chciał mieć na ciele odznaczeń po tych szponach.
-Spokój bestyjko, jeszcze nie teraz.- Warknął mężczyzna na tronie. Jego głos w niczym nie przypominał ludzkiego i trzeba było się uważnie wsłuchać, aby dojść do tego, co właśnie powiedział.
Olivier podszedł na odległość mięć metrów od tronu i przyklęknął na prawym kolanie. Przy trzymetrowym Upadłym wyglądał jak zabawka.
-Hakaelu, władco siódmego piętra Piekieł. Przybywam, aby odbyć karę, którą z pewnością mi przekażesz, za me teoretycznie złe czyny.
-TEORETYCZNIE?!- ryknął Hakael.- Teoretycznie to ty możesz być najlepszym Czarnym Strażnikiem, więc nie drwij ze mnie, bo kara może być jeszcze gorsza niż przewidywałem.
-Przepraszam, po prostu chciałbym prosić o wyjaśnienia. Niech najłaskawszy mi powie co takiego zrobiłem.- Nie dało się nie słyszeć ironii w głosie Azy, ale na szczęście Upadły puścił to mimo uszu.
-Osiem zabójstw młodych kobiet w ciągu miesiąca w jednym mieście. To zaburza granice dobra i zła, a wiesz, ze mamy czasy pokoju i nie potrzebujemy problemów tylko dlatego, że głupi, młody Strażnik postanowił się zabawić!- Hakael z każdym słowem podnosił głos, tak, ze ostatnie zdanie było kolejnym rykiem.
Gryf przy nodze Upadłego stawał się coraz bardziej niespokojny, przebierał łapami w miejscu niecierpliwiąc się.
-Ja..- Olivier nie wiedział co powiedzieć.- One same się o to prosiły.
-Same?! SAME?!- Hakael wstał, a Olivier mógłby przysiąść, ze z jego nozdrzy buchnęły płomienie, obsypując iskrami jego długą brodę, jednak nie podpalając jej.
-Już niejednokrotnie mieliśmy z tobą problemy. To, że jesteś potomkiem takich, a nie innych demonów nie oznacza, ze krew musi ci dyktować co masz robić. Podlegasz mojej dyktaturze i nie życzę sobie więcej takiego zachowania. Skazuje cię na miesiąc doglądania dusz w Wiecznym Mieście.- Na te słowa Olivier jęknął.- A potem czeka cię specjalne zadanie na ziemi. Słyszałeś już pewnie, że przyszła na świat?
Aza przełknął głośno ślinę. Nie potrzebował pytań, wiedział o kim mówi Upadły.
-Słyszałem jakieś piętnaście lat temu. W tym roku chyba będzie miała już około dziewiętnastu lat.
-Taaak.- Hazael zaczął masować sobie skronie.- Powoli zaczynają ją odnajdywać, z dnia na dzień jest coraz gorzej. Biali zaczynają świrować, zresztą nasi też, wiadomo.. to nigdy nie powinno się wydarzyć, a jednak..
Nastała chwilowa cisza, której Olivier nie ważył się przerwać.
-Dlatego to będzie druga część kary, musisz ją odnaleźć i zająć się tym. Nie możesz pozwolić, aby zaginione dusze ją dręczyły, tym bardziej demony, a wiemy, że są one od nas, więc Biali nie mogą nic z tym zrobić. Gdyby tylko pozwolili ją zabić.. ale nie, uparli się i mówię ci jak tu siedzę, że ta dziewczyna przyniesie więcej kłopotów niż pożytku.
Olivier pokiwał głową z entuzjazmem, zdecydowanie zgadzał się z Upadłym, już dawno powinni się jej pozbyć.
-A teraz Herbert zaprowadzi cię do Wiecznego miasta.
-Herbert?- Aza nie udawał zdziwienia.
-Moja bestyjka- Hakael szeroko się uśmiechnął.- Idź za nim, zobaczymy się za kilka miesięcy i opowiesz mi o swoich postępach z Bendis.
-Oczywiście, czterech dobrych faz..
-W księżyca jasny blask.- Dokończył Upadły, kiedy Olivier znikał w ciemności za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz