środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 2

Niebo przykrywały ciężkie chmury, wszystko dookoła było smutne i szare. Kalendarz mówił, że to wiosna, ale bardziej przypominała jesień. Tego dnia na szczęście nie padało, a śpiewające ptaki jakby na przekór wszystkiemu starały się przyprawić świat o milszy nastrój.
Blanka wsiadła właśnie do jednego z miejskich autobusów, było dziesięć po ósmej. Kolejny raz spóźniła się do szkoły. Teraz już mniej jej zależało na punktualności, zbliżał się koniec roku dla tegorocznych maturzystów, więc i dla niej. Właściwie mogłaby już przestać chodzić na zajęcia, frekwencja była minimalna, a i nauczyciele niezbyt przykładali się do swojej pracy w tym okresie.
Dziewczyna patrzyła przed siebie nic niewidzącym wzrokiem. Na zewnątrz zaczynało mrzeć. W sumie to mogłabym wrócić do domu i wreszcie w spokoju się położyć, w dzień nie powinno być takich problemów jak w nocy, pomyślała. W tej samej chwili poczuła to dziwne uczucie jak w trakcie snu. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, a jej ciało zalał zimny pot, zrobiło jej się zimno. W przerażeniu zaczęła się rozglądać szukając powodu tego zdenerwowania. Jej oczy zatrzymały się wysokim chłopcu stojącym przy drzwiach. Miał na sobie koszulę w kratę i dopasowane jeansy, uśmiechał się do niej. Więc nic się nie dzieje, po prostu ktoś na ciebie patrzy, oddychaj, powtarzała sobie w duchu. To tylko chłopak jak każdy inny. Zbyła jego zaczepny uśmiech odwracając się do niego bokiem.
Faceci ją lubili, zawsze tak było. Wszyscy twierdzili, ze jest wyjątkowo.. słodka. Tak, nienawidziła tego określenia. Kiedy skończyła piętnaście lat stoczyła z rodzicami kilkudniową batalie, aby pozwolili jej się malować jak tylko chce. Chciała zmienić swój wizerunek. Od tamtego czasu niewiele urosła, miała prawie metr sześćdziesiąt, falujące, czarne jak noc włosy do połowy pleców i duże, pełne usta. Choć pierwszego stycznia skończyła dziewiętnaście lat bez makijażu wyglądała na gimnazjalistkę. Swoją niewinną urodę starała się zatuszować czerwoną szminką, wysokimi butami na koturnie, ciemnymi cieniami do oczu oraz standardową kreską. Wyglądała naprawdę dobrze.
Wysiadła na przystanku niedaleko swojej szkoły. Po wypaleniu jednego papierosa Blanka z wymuszoną przyzwoitością udała się na lekcje. Dzień mijał naprawdę nudno, w klasie było tego dnia tylko dziesięć osób, choć nie miało to dla niej zbyt dużego znaczenia, w ostatnim czasie i tak prawie z nikim nie rozmawiała. Kiedyś, gdy zaczynała średnią szkołę jej życie towarzyskie nie odbiegało od przeciętnego życia lubianego nastolatka. Jednak teraz, kiedy od prawie roku nawiedzają ją nocne koszmary, a w dzień wahania nastrojów, wszystko się zmieniło. Większość lekcji spędzała w ostatniej ławce słuchając muzyki lub czytając jakąś książkę pod stolikiem. Nawet jej najlepsze koleżanki zrezygnowały z utrzymania z nią kontaktu, bo z Blanką czasami po prostu nie dało się wytrzymać, a przynajmniej tak twierdziły.
Gdy wreszcie lekcje dobiegały końca wszystkich ludzi dookoła przepełniała niesamaowita euforia. To oczywiście był piątek, zaczynał się weekend, wszystkie dzieciaki opowiadały o swoich planach i przepychały się między sobą, aby jak najszybciej dostać się do szatni. Blanka nienawidziła takiego zachowania, ze względu na swoją niewielką posturę była w tej chwili wręcz niesiona przez tłum. Wściekała się i wbijała łokcie pod żebra każdemu kto się trafił. W pewnej krótkiej chwili poczuła nad swoim prawym uchem gorący oddech.
-Musisz kochać noce.-Wyszeptał ktoś, a w tym samym czasie inna osoba popchnęła ją z całej siły tak, że wpadła twarzą na otyłego chłopaka przed sobą. Odskoczyła przerażona.
-Kto to powiedział?! Do jasnej cholery, kto to powiedział?!- Blanka rozglądała się w amoku szukając podejrzanej osoby, ale wszyscy patrzyli na nią jak na obłąkaną i wciąż parli jak zwierzęta do przodu.
-Przestań się wydzierać, nienormalna jesteś czy co?- Blondynka po lewej stronie popatrzyła na nią z pogardą, tak jak patrzy się na robaka, który przewrócił się do góry nogami na pancerz. Była o pół głowy wyższa od Blanki, choć ta miała na sobie dwunastocentymetrowe koturny.
-Żebyś ty zaraz nie była nienormalna jak ci przypier..
-Blanka!- Krzyk zatrzymał dziewczynę wpół słowa. Jakieś ręce złapały ją za brzuch i wciągnęły do odpowiedniej szatni.- Co się z tobą dzieje?! Naprawdę ostatnio cię nie poznaje. Odbiło ci?
Kuba trzymał ją teraz za ręce w nadgarstkach i patrzył jej w oczy. To przyniosło dziwnego rodzaju zakłopotanie, jednak dziewczyna nie pozwoliła się wyprowadzić z równowagi.
-To nie jest twoja sprawa, więc raz na zawsze odczep się ode mnie i nigdy więcej mnie nie dotykaj. To jest moje życie.
-Ale skąd tyle agresji? Przecież zawsze byłaś taką miłą dziewczyną, właśnie za to cię kochałem.
Blanka wybuchła histerycznym śmiechem, wyswobodziła jedną dłoń i żartobliwie poklepała chłopaka po ramieniu.
-Dobry żart, naprawdę. Ale jakbyś nie pamiętał rozstaliśmy się z twojej winy, więc skończ z tymi śmiesznymi wyznaniami miłości, bo aż mnie mdli. Nie chce mieć już z tobą nic wspólnego i nie wtrącaj się nigdy więcej.
Wyszarpała drugą rękę z uścisku, w pośpiechu złapała kurtkę i zaczęła się przeciskać do wyjścia. Gdy tylko wyszła na świeże powietrze przystanęła na chwile, złapała kilka głębszych oddechów i nim jeszcze przekroczyła bramy szkoły wyjęła papierosa. To wszystko nie miało sensu.
Gdy tylko udało się Blance dotrzeć do domu, jedyne o czym marzyła to położyć się na łóżku, płakać i krzyczeć aż do utraty sił. Lecz to nie było takie łatwe. Mama od wejścia zasypywała ją pytaniami, jak jej minął dzień, jak się dziś czuje i tak dalej. Martwiła się o nią, to było oczywiste, jednak to tylko jeszcze bardziej podjudzało dziewczynę do kolejnych kłótni i nerw.
-Kiedy masz kolejną wizytę u pana Szulca?- Spytała cicho Joanna.
-Nie pójdę więcej do niego. Czuje się tam jak obłąkana. -Blanka wyjęła marchewkowy sok z lodówki i wzięła łyka.- O której będzie obiad?
-Kochanie, musisz w końcu zrozumieć, ze wszystko co robimy jest dla twojego dobra, twój tata i ja
-Pytam o której obiad?!- Dziewczyna weszła w słowo matce. Nie chciała, aby ta kolejny raz dawała jej wywód, miała dość tego typu rozmów.
-Za pół godziny.- Joanna usiadła na krześle przy stole i pociągnęła łyk herbaty, aby ukryć emocje.
-To idę do siebie.- Dziewczyna wzięła jabłko z miski stojącej na szafce i poszła do pokoju.
Na miejscu rzuciła torbę na podłogę, a sama padła, tak jak planowała na łóżku i zakryła głowę poduszką. Po kilku minutach bezruchu wstała i podeszła do toaletki. Włosy zebrała w kucyk, a twarz odświeżyła wilgotną chusteczką.
-Dobra mała, może czas się przyznać przed samą sobą, ze ci odbiło? Po co dalej udawać? Może tak będzie łatwiej?- Powiedziała do swojego odbicia w lustrze.- Pieprzenie.- Stwierdziła ostatecznie i zaczęła jeść jabłko.- Pewnie, ze wszystko ze mną w porządku to po prostu świat wariuje, na pewno nie ja.
Na zewnątrz zaczynało padać, temperatura bardzo spadła, a przecież był już początek kwietnia. Patrząc na swoje odbicie w lustrze Blanka zauważyła za sobą coś niepokojącego. Nie chciała sie odwracać, bała się, że to co widzi może okazać się prawdą. Przymknęła oczy i w myślach znów zaczynała się modlić prosząc o pomoc. Nie odwracaj się, od razu idź do drzwi, do mamy, powtarzała sobie w myślach. Jednak coś kazało jej jeszcze raz spojrzeć. Odwróciła się raptowanie do okna i nie myliła się, na zaparowanej szybie widniał świeży napis, jakby ktoś właśnie zrobił go palcem. Teraz. W jej pokoju. O Boże. Proste polecenie: pomóż nam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz