środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 3

-Mamo, mamo błagam cię, pomóż mi.- Blanka wypadła z pokoju z krzykiem, chciała uciekać z tego domu, wybiec i nigdy więcej nie wrócić.
-Co się stało?! Blanka co się stało?!- Joanna ruszyła w stronę córki, złapała ją za ramiona, aby ta na chwile się uspokoiła.
-Na szybie, u mnie w pokoju..- Szloch wstrząsną jej ciałem. Wtuliła się w ramiona matki i pozwoliła łzą płynąć. Nie pamiętała kiedy ostatni raz przez przymusu przytulała się do matki, to było tak dawno temu. Kiedyś, kiedy jeszcze nie wiedziała co to chorobliwe napady lęku i paraliże nocne, kiedy jeszcze nie myślała, że coś ją prześladuje, wtedy miała dobry kontakt z matką. Teraz wszystko się zmieniło, ich relacje ograniczył się do wymiany kilku zdań dziennie i to tylko tych najpotrzebniejszych.
-Już cicho, cicho maleńka, jestem przy tobie, nie płacz już.- Matka głaskała ją po plecach. Była naprawdę zszokowana, ale chyba jeszcze bardziej przerażona. Blanka tym zachowaniem tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że dzieje się coś złego.
-A więc powiedz mi spokojnie, co się stało?- Joanna złapała ją za podbródek tak, że córka musiała na nią spojrzeć. Jednak dziewczyna nie powiedziała ani słowa, tylko złapała matkę za rękę i przyciągnęła do swojego pokoju.
Już na progu Blankę zalał zimny pot. Znów wyjdzie na nienormalną, rodzice znów wyślą ją na terapię i każą brać leki na nerwice.W tej chwili sama nie wiedziała, czy to było przewidzenie czy prawda. Jestem wariatką czy nie? Na szybie nic nie było, tylko mlecznobiała para. Bez napisu.
-Jeszcze przed chwilą to tu było, kilka sekund.. Nie wiem o co chodzi, nie wiem.- Dziewczyna mamrotała pod nosem i przysiadła na brzegu łóżka tępo patrząc w ścianę. Ostatnio dziwne sytuacje zdarzają jej się coraz częściej, kiedyś nie było aż takiego nasilenia. Gdy pierwszy raz dostała paraliżu nocnego myślała, że to kwestia przemęczenia, przynajmniej tak wyczytała w internecie. W tym czasie mało sypiała, większość czasu poświęcała nauce i znajomym, noce zawsze były za krótkie. Dlatego też postanowiła to naprawić, zaczęła skupiać się wyłącznie na sobie, spać po osiem godzin, zdrowo się odżywiać i nie stresować. Jednak to nie przynosiło efektów, jej osobiste horrory powtarzały się codziennie.
-Połóż się może na chwile, ja zaraz przyjdę do ciebie z obiadem.- Joanna wyraźnie strapiona wyszła  z pokoju córki.
Blanka posłusznie zrobiła to co nakazała jej matka, zakryła głowę kołdrą i oddychała płytko. Po dwóch minutach Joanna wróciła z obiadem w którym znajdowały się leki nasenne przepisane przez lekarza. Dziewczyna dobrze o tym wiedziała, czuła gorzki posmak na języku wymieszany z ziemniakami, jednak nie odezwała się, uznała, że tym razem potrzebny jest jej taki obrót sprawy. Po skończonym posiłku odstawiła talerz i padła na poduszkę pozwalając ciemności zalać jej świat w błogim śnie bez żadnych obrazów.

***

Olivier Aza pił drinka w jednym z warszawskich barów. To była chłodna i mokra noc, deszcz padał bez przerwy od kilku godzin, temperatura sięgała trochę ponad dziesięć stopni Celsjusza. Strasznie zimno, ale dzięki temu jak przyjemnie, pomyślał Olivier. Przeważnie ludzki świat wydawał mu się nie do zniesienia, obrzydliwy, jednak przy takiej pogodzie mógł choć na chwile zapomnieć, że otacza go ta nędzna rasa i udawać, że jest w dużo milszym miejscu, gdzie nie ma życia, a wszystko pokrywa ciemność. Smak whiskey rozlewał mu się na języku przynosząc wspomnienia ostatniego pobytu na Ziemi.
Kilka lat po Wielkich Wojnach, jak nazywają to ludzie, pojawił się tu z bardzo przyjemną misją. Dusze zmarłe w trudnych dla ziemi latach, ze względu na przytłaczającą ilość nie mogły odnaleźć drogi do Nieba- lub Piekła- co mu się zdecydowanie bardziej podobało. Więc Aza z kilkoma innymi Czarnymi Strażnikami zajął się tymi drugimi duszami. Pierwsze należały do Białych, czyli nędznych i nic niewartych Aniołów, a przynajmniej tak nazywał ich Olivier. Bawiła go waleczność ludzkiej rasy nawet po śmierci, zawsze kiedy wraz z innymi demonami i upadłymi pojawiał się w trakcie łowów, umarli starali się zniknąć, uciekać lub błagali o litość. To były piękne czasy, tyle brudnej roboty, tyle przyjemności. Zawsze kiedy chciał się zabawić odwiedzał ludzkie kluby, korzystał z uległości tutejszych kobiet, wykorzystując je w każdy możliwy sposób, przy czym prawie zawsze pił whiskey. Przerażone, zmęczone życiem ofiary, nie ma łatwiejszego celu. Tak chętnie oddawały się ciemności, tracąc przy tym to co miały najważniejsze- dusze.
-Postawisz mi drinka?- Melodyjny głos wyrwał Oliviera z zamyślenia. Jak na zawołanie, zaśmiał się w duchu. Odwrócił się do wysokiej i szczupłej blondynki o niebieskich oczach, biorąc pod uwagę ludzki kanon piękna, ta dziewczyna mogła być uznana za ładną, jednak nie dla niego, on widział przed sobą zwierzę.
-Taaa.. czego się napijesz?- Odpowiedział z niechęcią, lecz po chwili pomyślał, że może się jednak zabawić. Ten pobyt na Ziemi i tak był wyjątkowo nudny.
-Hmm.. niech będzie srebrna tequila, może napijesz się jej ze mną? Będzie fajnie.- Obdarzyła go pozornie uroczym uśmiechem.
-Nie, ja już mam.- Warknął i wskazał głową na swoją szklankę. Dziewczyna wydała się zmieszana tym zimnym tonem, więc Olivier postanowił to naprawić.- Więc, musisz napić się za mnie.- Uśmiechnął się do niej idealnie białymi zębami. Zachwycona blondynka usiadła na krześle obok, a Aza zamówił dwa szoty tequili. Przez większość rozmowy to dziewczyna mówiła, Olivier nie cierpiał gadać o bzdurach, ale wiedział, że w takiej sytuacji musi to jakoś wytrzymać.
-Nosisz soczewki?- Spytała po chwili Sandra, bo tak właśnie przedstawiła się nastolatka, przyznała, że ma dopiero siedemnaście lat i przyszła do baru sama, aby trochę odreagować stres w szkole, w tamtym czasie Olivier pomyślał, że dawno nie spotkał takiej idiotki.
-Nie, dlaczego pytasz?- Odpowiedział grzecznie, choć to szczebiotanie coraz bardziej działało mu na nerwy.
-Bo masz czarne jak nocy oczy, a włosy właściwie białe. Gdyby nie to, ze wyglądasz tak młodo pomyślałabym, że jesteś stary i siwiejący.- Sandra wybuchnęła cieniutkim śmiechem.- Przez chwile myślałam, że jesteś albinosem, ale karnacja tu nie pasuje, nawet gdybyś nosił soczewki.
-Nie jestem, po prostu taki... się urodziłem.- Olivier tracił cierpliwość do gadania blondyki i postanowił to zakończyć. Spojrzał na nią, położył prawą dłoń na jej kolanie i liczył na to, że tequila działa odpowiednio.- Chcesz mi się dziś oddać?
Sandra przez chwile wyglądała na zmieszaną, ale po kilku sekundach zlustrowała chłopaka od stóp do głów i szeroko się uśmiechnęła.
-Chce.- Szepnęła.
Idiotka, po prostu idiotka, pomyślał Aza.
-To jedźmy do hotelu.- Złapał ją za rękę i wyprowadził z baru. Na zewnątrz było idealnie, chłód wraz z deszczem smagał ich po twarzach. Przed lokalem stało kilka taksówek, para wsiadła do najbliższej. Gdy Olivier podał kierowcy adres niedaleko położonego hotelu spojrzał na blondynkę i zaczął się śmiać. Wyglądała strasznie, włosy jej oklapły, a po niecałej minucie na deszczu nawet makijaż nie wyglądał już tak perfekcyjnie.
-Z czego się śmiejesz? Nienawidzę deszczu.- warknęła Sandra i odwróciła się do okna.
-A ja uwielbiam.- Złapał ją za podbródek i aby nie zrezygnowała z wyprawy pocałował ją w usta. Po tym krótkim, lecz namiętnym pocałunku dziewczyna wyraźnie się rozpromieniła i wtuliła w umięśnione ramię Oliviera. Jak słodko, zaraz się porzygam, pomyślał Aza i zdusił w sobie kolejny wybuch śmiechu.
Dwadzieścia minut później byli już w luksusowym pokoju hotelowym. Okno wychodziło na oddalony o niecały kilometr Pałac Kultury i kilka wieżowców. Sandra od razu poszła do łazienki, z pewnością po to, aby poprawić trochę swój wygląd. Olivier rzucił na fotel skórzaną kurtkę, a sam padł na miękkie, dwuosobowe łoże. Dotknął dłonią włosów, które przylizał deszcz. Od razu roztrzepał je palcami, żeby wyglądać normalnie, kiedy będzie towarzyszył Sandrze w najważniejszą noc jej życia. Chce, aby ona zapamiętała go takiego, jaki jest każdego dnia.
-Co ty tam robisz tyle czasu?- Po dziesięciu minutach chłopak zaczął się niecierpliwić.
-Już idę, chwila.- Krzyknęła zza drzwi Sandra i rzeczywiście, po chwili wyszła. Była w samej bieliźnie, włosy wysuszyła hotelową suszarką i poprawiła makijaż. Wyglądała naprawdę dobrze, przynajmniej na ludzkie możliwości, pomyślał Aza.
Chłopak oparł ręce na kolanach i uśmiechnął się.
-No, no..- To był jedyny komentarz z jego strony.- No to chodź tu do mnie.
Dziewczyna podeszła wyjątkowo pewnym krokiem, wiedziała jak wygląda i dobrze czuła się w swoim ciele. Usiadła Olivierowi na kolanach i pocałowała go. Emanowała z niej namiętność mimo młodego wieku, wyraźnie szukała w mężczyznach ucieczki. Była zbyt odważna, żeby Aza uznał to za jej jednorazowy wybryk. Chłopak jednym sprawnym ruchem przerzucił ją tak, ze teraz leżał na niej. Całował jej ciało od szyi w dół, zatrzymując się w dolnej partii brzucha.
-Wiesz..- Zaczął.- Ja lubię ostry seks, naprawdę ostry.- Zaśmiał się z własnego doboru słów.
-No dobrze, ale co to znaczy?- Oczy dziewczyny wręcz żarzyły się z podniecenia.
-Zaraz zobaczysz.- Olivier usiadł, a ręką sięgnął po brzeg śnieżnobiałego prześcieradła. Jednym sprawnym ruchem oderwał od niego długi fragment materiału.
-Co ty robisz?!- Sandra też usiadła i pierwszy raz w jej oczach pojawił się szok.
-Nic, chce cię przywiązać do tego łóżka. Zobacz jakie ma pręty, jest do tego idealne. No, a żadnych kajdanek ze sobą nie wziąłem. Nie martw się, zapłacę za to.- Obdarzył ją czarującym uśmiechem, po którym dziewczyna również się uśmiechnęła i znów opadła na łóżko. Była na tyle głupia, że nie zauważyła, że Olivier powtórzył tą czynność jeszcze cztery razy.
Po kilkudziesięciu sekundach Sandra miała już mocno przywiązane do prętów ręce i nogi. Leżała wtedy taka bezbronna, otaczające jej twarz jasne włosy nadawały jej też niewinności. Aza klęknął nad nią, bawiąc się ostatnim fragmentem materiału i czymś jeszcze. Taśmą?
-Czemu tu ze mną przyszłaś? Nawet mnie nie znasz.- Olivier powiedział to zimnym tonem, a jego uśmiech nie był już taki jak wcześniej. Teraz bardziej przypominał grymas szaleńca.
-No nie wiem, myślałam, że się zabawimy..- Przy każdym kolejnym słowie głos Sandry stawał się coraz bardziej cichy.
Olivier się zaśmiał.
-Ja się na pewno zabawię.- Z tymi słowami zwinął ostatni fragment materiału i wsadził go siłą do ust Sandry. Dziewczyna próbowała wypchnąć obce ciało językiem, jednak Aza uniemożliwił jej to taśmą.
Blondynka była przerażona, zaczęła się szarpać, ale więzy były zbyt mocne. Łzy popłynęły po jej policzkach, krztusiła się, lecz Oliviera to nie ruszało. Teraz był szczęśliwy.
-Czemu żadna z was nigdy nie rozumie, że nie można być tak łatwą? Ile tysięcy lat jeszcze zajmie wam zdobywanie tej wiedzy? Głupi ludzie.- Aza mówił to właściwie bardziej do siebie niż do Sandry.
Wyjął nieduży srebrny przedmiot z tylnej kieszeni i rozsunął go tak, że dziewczyna mogła zobaczyć w całej okazałości dwudziestocentymetrowy, składany nóż. Gdyby tylko była taka możliwość ofiara krzyczałaby ile sił w płucach. Jednak nie było takiej okazji.
Olivier nachylił się nad blondynką i przyłożył jej zimny przedmiot do szyi.
-Nie martw się, natnę tylko kawałeczek, lubię jak umieracie w odpowiednim dla mnie czasie.- Uśmiech chłopaka zdawał się teraz być tak samo chłodny, jak ostrze trzymanego noża. Olivier rzeczywiście zrobił niedużą ranę, jednak po obu stronach szyi, na nadgarstkach i udach dziewczyny. Wyprostował się po tym i patrzył z uśmiechem na swoje dzieło. Sandra płakała. Jeszcze.
Aza patrzył jej prosto w oczy, a dziewczyna, gdyby tylko mogła mówić z pewnością potwierdziłaby, że z każdą chwilą jego kolor oczu stawał się jaśniejszy, a po kilkunastu minutach był wręcz jasnobłękitny. Lecz tego Sandra nie mogła już potwierdzić, bo w tej chwili umarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz