środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 4

-Dzień dobry Blanko, miło cię widzieć.- Pan Szulc wstał i uścisnął rękę dziewczyny.
-Dzień dobry.- Odpowiedziała zdecydowanie mniej entuzjastycznie pacjentka.
-Usiądź proszę.- Wskazał ręką na skórzany fotel przed masywnym, dębowym biurkiem. Sam usiadł po drugiej stronie składając dłonie w piramidkę.- Dawno nie mieliśmy okazji rozmawiać, więc powiedz mi co się stało, że jednak postanowiłaś do mnie zawitać?- Uśmiechnął się pod wąsem.
-Nie ja postanowiłam tylko moja matka, wie pan przecież, że jak dla mnie to bez sensu. I tak nikt nie może mi pomóc, strata czasu i pieniędzy.
-Ja jestem właśnie od tego, żeby ci pomóc, mój zawód właśnie na tym polega. Pragnę rozwiązywać problemy takich zagubionych ludzi jak ty.- Na te słowa Blanka przewróciła oczami. Może nie było to zbyt grzeczne, ale nie potrafiła się powstrzymać, ta sytuacja była wystarczająco irytująca.- A więc przejdźmy do rzeczy, lepiej ci się sypia w ostatnim czasie?
-Chce pan wiedzieć czy leki pomagają? Ach tak, mama często mnie nimi faszeruje, dziękuję.- Nie dało się nie wyczuć sarkazmu w głosie dziewczyny.- Śpię po nich jak zabita.
-Pytałem raczej czy zdarzają ci się jeszcze te napady lęków w nocy?
-Tak.
-Starasz się uwierzyć, że to tylko twoje urojenia?
-Tak.
-A kiedy zażywasz leki nasenne, czy paraliże się pojawiają?
-Nie.
-Jak myślisz, dlaczego wtedy ich nie ma?
-Bo naćpany człowiek zawsze ma łatwiej.- Blanka wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-Przecież wiesz, ze to nie są narkotyki, tylko przebadane przez farmaceutów tabletki, które ułatwiają zaśnięcie, nie powodują żadnych halucynacji i skutków ubocznych.
-Pan tak myśli, ale jak dla mnie to takie same narkotyki jak wszystkie inne. Biorę jedną tabletkę i nie mogę zapanować nad organizmem, chce powiedzmy wyjść na spacer, ale się nie da, nie mogę normalnie funkcjonować i nie jestem sobą. Jak pan myśli co to jest?- Lekarz już chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna niezbyt grzecznie uciszyła go gestem dłoni.- Tak, to bycie naćpanym.
-Posłuchaj, twoje nastawienie ma poważny wpływ na to co się dzieje w twoim życiu. Gdybyś tylko pozwoliła sobie pomóc i dopuściła do siebie myśl, że wszystko złe, co w twoim mniemaniu cię otacza jest wytworem twojego umysłu, wszystko zaczęłoby się układać. Powinnaś starać się walczyć sama ze sobą, bo tylko to przyniesie ukojenie.
-Niech pan mnie posłucha, ja naprawdę nie chce znów się powtarzać, ale za każdym razem jak tu przychodzę odnoszę to samo wrażenie. Pan mnie ma za nienormalną, a wszystko ze mną w porządku, tylko jakieś..- Tu Blanka narysowała rękami falujący kształt w powietrzu.- Jakieś coś mnie prześladuje. Nie wiem dokładnie dlaczego i co dziwne ostatnio jakieś nowe akcje były, trochę się zmieniło, ale myślę, że niedługo się dowiem o co chodzi. Bo to się zbliża.
Pan Szulc złapał głęboki wdech i ze świstem wypuścił powietrze. Odniósł wrażenie, że stan Blanki się pogarsza, a naprawdę nie chciał wysyłać tej młodej dziewczyny do szpitala psychiatrycznego, to raz i na zawsze zmieniłoby jej życie.
-Co się zbliża? I o jakich, jak to nazwałaś akcjach mówisz?
-Sama nie wiem co, wiem tylko, ze to będzie złe.- Po tych słowach Blanka zamyśliła się i spojrzała na swoje dłonie, które zacisnęły się w pięści. Naprawdę nie wiedziała co dzieje się w jej życiu, chciałaby żeby przebiegało normalnie, jak każdej nastolatki, ale czuła, ze nic już nie będzie jak kiedyś. W tej chwili nawet sama przed sobą nie umiała sprecyzować co ma na myśli, jej umysł otaczały ciemne barwy, jakby dla niej całą dobę trwała noc.
Po upływie kilku minut, kiedy psychiatra zrozumiał, że Blanka nic więcej nie doda przerwał jej rozmyślania.
-Więc nie chcesz mi powiedzieć co się wydarzyło w ostatnim czasie?
-Powiem tak, nie chce pan tego usłyszeć, bo to brzmi jak z durnego i naprawdę kiepskiego horroru. Gdybym ktoś próbował mi coś takiego wmówić, pewnie wzięłabym go za czubka.- Blanka zaśmiała się histerycznie.
-Jednak ja nalegam, abyś mi o tym opowiedziała. Nie wezmę cię za czubka, nie martw się.- Pan Szulc starał się przybrać przyjazny wyraz twarzy.
-Hmm.. Sama nie wiem jak to wytłumaczyć i w ogóle jak to opisać. Mam po prostu wrażenie, że ktoś cały czas mnie obserwuje, nie zawsze jest to pojedynczy.. Kurcze, sama nie wiem jak to nazwać, obserwator? Czasami cały tłum mi się przygląda, tych obserwatorów w sensie. Nie widzę ich, ale czuje, wiem, że są gdzieś i na mnie czekają. Ostatnio nawet napisali u mnie w pokoju na szybie słowa pomóż nam. Zawsze lubiłam horrory, więc wiem, że to nic dobrego. No i ostatnio słyszałam głosy..- Dziewczyna spojrzała na psychiatrę robiąc dziwny grymas. Zrozumiała co własnie powiedziała i nawet dla niej brzmiało to niepokojąco.
-Jakie głosy? Często to się powtarzało?
-Raz, to właściwie był szept. Głupio to brzmi, wiem o tym, ale ktoś powiedział do mnie na ucho, ze muszę kochać noce. Absurd.- Aby dodać swojej wypowiedzi trochę nonszalancji, Blanka rozparła się wygodnie w fotelu i uśmiechnęła się.
Pan Szulc zanotował coś w swoim skoroszycie z dokumentami tak, aby dziewczyna tego nie widziała.
-Rozumiem. Zdarzyło się to w jakiś specjalnych okolicznościach?
-Nie, byłam w szkole, ludzie się na mnie pchali w szatni, wszystko było bardzo chaotyczne, ale ten szept.. Wyraźnie go usłyszałam, wybił się z tego chałasu.
-Nie pomyślałaś, ze może był to ktoś z twoich znajomych? Ktoś chciał na przykład zrobić sobie żarty?
Blanka prychnęła.
-Tak i nagle mówi coś takiego. Bzdura, nikt nie wie o tym co się dzieje ze mną nocami, to niemożliwe.
-A jednak jest taka szansa, musimy wziąć to pod uwagę.
-To niech pan bierze jak chce, ja tam swoje wiem.- Może nie działało to na korzyść dziewczyny, ale jej charakter kazał jej bronić swojego zdania.- Budzi to wiele wątpliwości, ale ja jestem pewna, że to nie był przypadek.
-No dobrze, rozumiem. A powiedz mi proszę jak układają się twoje relacje z rówieśnikami? Skorzystałaś z mojej rady?
-Chciałam, naprawdę chciałam spróbować, ale gdy tylko czułam, że może spotkam się z kimś, czy pójdę na jakąś imprezę, nagle dochodziłam do wniosku, że wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają to idioci.
-Blanko, uwierz mi, na pewno nie wszyscy. Przecież kiedyś miałaś koleżanki, sama mówiłaś, że uwielbiałaś się z nimi widywać.- Pan Szulc starał się mówić spokojnie i miło, jednak dziewczyna czuła przypływający napad złości.
-Miałam, dopóki mnie nie zostawiły. Nie chce o tym gadać.
-Powinnaś rozmawiać, to ułatwi i mi i tobie zrozumienie problemu. Pomogę ci go zniwelować, tylko musisz mi na to pozwolić.
-Jejku! Zawsze pan tak mówi i co się dzieje?! Nic, jest tylko gorzej! Mam tego dość. I tak nikt mnie nie rozumie i już nie zrozumie, jestem sama. Tego nie da się opanować, noc nadejdzie, chociażbym nie wiem ile świateł zapaliła nie zatrzymam nadejścia tej cholernej ciemności.- Dziewczyna wstała z fotela i rozejrzała się dookoła zdziwiona nagłym wybuchem.- Idę do domu. Byłam u pana pół godziny, więc zostawiam pięćdziesiąt złotych i do widzenia.
-Blanka poczekaj chwilę, usiądź.- Mężczyzna starał się zatrzymać pacjentkę, ale ta już była przy drzwiach i nie zwracając uwagi na jego słowa wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami. Recepcjonistka w holu popatrzyła na nią ze strachem z nad komputera. Blanka mruknęła coś na pożegnanie i w pośpiechu się oddaliła. Na parkingu czekał na nią dziesięcioletni ford mondeo, który należał do jej rodziców, ale czasami zdarzało jej się nim jeździć. Gdy tylko usiadła za kierownicą, oparła głowę o zagłówek i przymknęła oczy. Złość powoli ją opuszczała, zastąpiona spokojem i pustką. Spojrzała na zegarek, który wskazywał czternastą trzydzieści. Była sobota. Blanka nie miała żadnych planów na weekend co właściwie stało się w jej życiu rutyną. Słońce nieśmiało wyglądało zza chmur przypominając o nadejściu wiosny, to była idealna pogoda, żeby iść na spacer.
Dziewczyna odjechała spod przychodni i wjechała na główną ulicę. Warszawa jak zwykle była zatłoczona, samochody pchały się z każdej strony i każdy się spieszył. Mimo ładnej pogody nikt nie pomyślał o spędzeniu tego dnia z rodziną na powietrzu, większość ludzi marzyła jedynie o spacerze po centrum handlowym szukając czegoś, czego inni będą zazdrościli. Głupi ludzie, cholernie głupie miasto, pomyślała Blanka.
Po jakiś dwudziestu minutach zaparkowała przed Teatrem Narodowym, mimo że był to dla wielu ludzi dzień wolny od szkoły czy pracy jakiś cudem udało jej się znaleźć wolne miejsce i zostawić samochód. To był jeden z cieplejszych dni od początku tego roku, więc Blanka zostawiła skórzaną kurtkę w samochodzie, decydując się na miękki, czarny sweterek. Po jakiś pięciu minutach spaceru była przy kolumnie Zygmunta. W tym miejscu jak zawsze krążyło wiele par i rodziców z dziećmi, którzy wyszli na obiad lub byli już po nim i pragnęli odpocząć. Po placu unosiły się różne dźwięki, od śpiewu, przez akordeon i delikatne nuty jazzu z jednej z restauracji. Warszawska starówka charakteryzowała się też dużym zróżnicowaniem językowym, rzadziej można było usłyszeć język polski niż francuski czy angielski. Idealne miejsce na romantyczny spacer, tylko najpierw trzeba mieć z kim na niego iść, pomyślała Blanka.
Przechodząc między wąskimi uliczkami czuło się zapach gofrów, pizzy i wszystkich innych potraw, które chętnie spożywali turyści. Gwar ludzkich rozmów cichł w kilku alejkach położonych na uboczu i powracał na placach, które przypominały małe ryneczki. Ptaki śpiewały szczęśliwe z powodu pierwszych promieni słońca, niestety nie można było opędzić się też od gołębi, których Blanka wręcz nienawidziła. Pełno ich wszędzie i tylko żebrzą o kawałek chleba, a do tego wszystkiego jak będziesz miał pecha to jeszcze zostawią ci niezbyt przyjemny prezent na głowie.
Kiedy tylko dziewczyna doszła do swojego ulubionego miejsca w tej części Warszawy ucieszyła się, że wszystkie ławki były wolne i będzie mogła choć chwile posiedzieć i pomyśleć. Z tego miejsca rozpościerał się piękny widok na Stadion Narodowy i most Poniatowskiego. Na Wiśle rozpoczęły swoją pracę małe stateczki dla turystów. Blanka usiadła wygodnie i założyła okulary przeciwsłoneczne. Nikogo nie było w pobliżu, właściwie to wydawało jej się dziwne, ponieważ przeważnie przychodziło w to miejsce wiele osób, jednak nie dziś, no trudno. Po dwudziestu minutach patrzenia na wodę i przeciwny brzeg rzeki, wciąż nikt się nie pojawił. Blanka stwierdziła, ze może to dobrze, przynajmniej ma szansę pobyć sama ze sobą, nikogo teraz nie potrzebuje. Jednak poczuła gdzieś w głębi siebie jakiś dziwny niepokój. Przymknęła na chwilę oczy i oddychała głęboko. W tej chwili usłyszała, że ktoś siada na jej ławce, więc szybko otworzyła oczy i spojrzała na starszą kobietę w czarnej spódnicy i granatowym grubym swetrze. Wyglądała na jakieś siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat, była blada, a siwe i z pewnością długie włosy spięła w kok na czubku głowy. Patrzyła przed siebie.
Blanka poczuła przypływ adrenaliny, może była to zwykła, starsza pani, ale dlaczego nie usiadła na dwóch wolnych ławkach obok? Dziewczyna przełknęła ślinę i wytarła dłonie o spodnie, które w zadziwiająco szybkim tempie zrobiły się mokre od potu.
-Pięknie tu prawda?- Spytała starsza kobieta, niskim głosem, który zupełnie do niej nie pasował.
-Tak, bardzo ładnie.- Blanka czuła narastający niepokój. To tylko samotna pani, która nie ma z kim rozmawiać, powtarzała sobie w duchu.
-Ale nie tak ładnie jak nocą, mam rację?- Kobieta wciąż na nią nie patrzyła, Blanka rozglądała się wokół szukając jakiegoś ratunku, który nie nadchodził.
-Nie wiem, nie bywam tu nocami.
Na szczęście w tej samej sekundzie zadzwonił jej telefon komórkowy, dziewczyna rzuciła się na poszukiwanie go w torebce tak jakby od tego zależało jej życie.
-Kłamiesz Bendis.- Szept przypominający warknięcie rozległ się jakiś centymetr od jej ucha, tak, że czuła gorący oddech na swojej skórze. Dziewczyna odskoczyła przerażona, ale gdy tylko spojrzała na ławkę nikogo na niej nie było, była zupełnie sama.
-Halo? Proszę pani?- Czuła się jakby mówiła w próżnie, wiedziała, ze nikt jej nie odpowie, a jednak miała nadzieje, że kobieta za chwile wyjdzie zza krzewów i wyjaśni to wszystko. Telefon wciąż dzwonił w torebce, po kilku sekundach Blanka zdołała go odnaleźć trzęsącymi się rękami. To była jej mama.
-Halo?- Odebrała roztrzęsiona.
-Halo, Blanka? Gdzie ty jesteś? Jest prawie czwarta, zaczynałam się o Ciebie martwić.- Joanna w ostatnim czasie stała się wyjątkowo nadopiekuńcza, zawsze bała się o swoje dziecko, ale prawdopodobna choroba córki tylko zwiększyła jej lęki.
-Nic mi nie jest mamo, wpadłam na chwile na starówkę, jestem na spacerze, ale właśnie miałam wracać.- Dziewczyna ruszyła w stronę jednej z alejek.
-Jak było u pana Szulca wszystko w porządku?
-Tak, porozmawiamy jak wrócę, na razie.- Zanim Joanna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Blanka już się rozłączyła. Szła szybkim krokiem co chwila oglądając się za siebie. Nie wiedziała co właściwie się wydarzyło i kim była tamta kobieta, wiedziała tylko, że to nie był przypadek, wszystko miło jakiś cel. Pewnie to jeden z obserwatorów, pomyślała. Nie wiedziała nawet kiedy zaczęła łączyć wszystkie fakty i tworzyć własną wersje świata z nadprzyrodzonymi obserwatorami, którzy jak widać potrafią znikać i pisać na oknach, wiedziała tylko, ze już jej nie zostawią.
Gdy tylko zobaczyła swój samochód w pośpiechu wsiadła do niego i zamknęła wszystkie drzwi od środka. Przekręciła kluczyk w stacyjce, a dźwięk dobrze znanego silnika przyniósł trochę otuchy. Jeszcze jedna kwestia nie dawała jej spokoju.
-Kim do jasnej cholery jest Bendis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz